Moje pierwsze wrażenie z Estoril? „Hop hoooop, jest tu kto?” i „taka trochę zapomniana dziura”. Na szczęście pierwsze wrażenia bywają mylne 🙂
Estoril to kolejny kurort nadmorski, choć o trochę mniejszej popularności niż Cascais. Słynie z największego w Europie kasyna, wyścigów Formuły 1, turniejów tenisowych i golfowych. Chwalą też podobno tutejsze plaże i spokojne morze – o ile o plażach nic powiedzieć nie mogę, tak o morzu różne rzeczy ale niekoniecznie, że jest spokojne. Ta ponoć delikatnie powiewająca bryza tak nam dała w kość, że nawet nie skorzystaliśmy za bardzo z naszego balkonu na 13. piętrze z widokiem na to właśnie – wcale nie spokojne – morze.
Jak już wspominałam przy okazji wpisu o Cascais, Estoril było naszą pierwszą bazą wypadową podczas podróży po Portugalii i w tej roli sprawdziło się świetnie! Z lotniska w Lizbonie do hotelu w Estoril dotarliśmy kolejką podmiejską pod wieczór. Już wysiadając z pociągu zauważyłam, że jakoś tak cicho i spokojnie jest. Zameldowaliśmy się w hotelu, ogarnęliśmy się trochę po podróży samolotem i wygłodniali poszliśmy poszukać jakiegoś przybytku, w którym moglibyśmy coś zjeść. W Portugalii, podobnie jak w Hiszpanii, późnym wieczorem trudno jest znaleźć lokal, który zaserwowałby kolację. Zapuściliśmy się w wąskie, ciemne uliczki i oprócz Azjaty za mini ladą mini sklepu spożywczo-monopolowego (otwartego do późnej nocy) oraz ptaków w klatkach w parku, ciężko było znaleźć żywą duszę. Gdzieś jakiś samotnik wyprowadzał przed snem psa, gdzie indziej przejechał samochód, ale generalnie cisza i spokój. W końcu udało nam się znaleźć jakiś mały bar, gdzie pan prawie na migi się z nami dogadywał w sprawie jedzenia, patrząc wymownie na zegarek. Ale nie martwcie się, nie umarliśmy z głodu, wizja zarobku zmotywowała pana do współpracy z nami 😀
Drugie podejście do zwiedzenia Estoril zrobiliśmy dwa dni później z rana. Tym razem samochodów na drodze „przelotowej” mnóstwo, ale spacerujących ludzi w dalszym ciągu jak na lekarstwo. Najwięcej spacerowiczów można spotkać na promenadzie prowadzącej do Cascais. Przypadek? Nie sądzę 😀
Przespacerowaliśmy się kawałek uliczkami Estoril, nie zwiedziwszy oczywiście całego kurortu. Nie zrobiło na mnie/nas takiego wrażenia jak Cascais. Jako baza wypadowa – świetne, ale poza tym tak sobie. A co udało nam się zobaczyć – macie poniżej.
(Powiększone zdjęcia wyglądają duuuużo lepiej)
(Widok w kierunku Estoril z balkonu hotelowego na 13. piętrze. W tym hotelu nie są przesądni – jest zarówno piętro 13. jak i pokoje z 13 w numerze)
(Widok w kierunku Cascais)
(Owo spokojne morze – z dnia na dzień było jeszcze „spokojniejsze”)
(Przejście podziemne pod drogą przelotową)
(Comboios urbanos de Lisboa, linha de Cascais, „proxima paragem: Monte Estoril” 😀 )
(Promenada w kierunku centrum Estoril)
(Spokojne morze 🙂 )
(Igreja de Santo António do Estoril)
(W oddali widać zamek przy Praia do Tamariz. Gdzieś wyczytałam, że należy do rodziny królewskiej Monaco, ale nie znalazłam potwierdzenia, więc 100% pewności nie mam)
(Casino Estoril. Podobno inspiracja dla Iana Feminga do stworzenia jednej z książek o przygodach agenta 007)
(Nasze ostatnie zdjęcie na pożegnanie z Estoril)
To co zobaczyliśmy nie zrobiło na nas aż takiego wrażenia. Może gdybyśmy zapuścili się dalej, dotarli do toru Formuły 1 i innych zakątków, byłoby większe WOW, ale wiecie, Lizbona wzywała, a my nie mieliśmy serca na to wyzwanie nie odpowiedzieć 🙂
Martyna
Czyżby chodziło o „Casino Royal”? 😀 Masz przed sobą fankę Bonda 🙂 Nie no może fanka to zbyt dużo powiedziane, ale oglądałam namiętnie całą serie z tatą jak byłam mała 😉 Przepiękne są te zdjęcia! Oglądając je przypominają mi się moje podróże do Chorwacji, wieczorami też urządzałyśmy sobie z mamą takie spacery wzdłuż morza i nawet bez aparatu te widoki pozostają w pamięci na dłuuuuugooo.
Ja za Bondem jakoś nie przepadam. Widziałam jakoś w tym roku jeden ze starszych filmów o Bondzie i śmiać mi się chciało z efektów specjalnych. A widoki prawda – pozostają na długo 😉
Tak, teraz te efekty niestety wyglądają dość komicznie, ale uważam, że filmy nadal mają swój urok 😛 Za to jak na tamte czasy to było coś!